Ciekawe Gry

gry planszowe i nie tylko

Zagrałem w „W imię Odyna”

pic2894487_lgOd kilku tygodni na licznych forach planszówkowych, blogach i wpisach na portalach społecznościowych otrzymujemy informacje o grze w wikingowych klimatach. Zaczęło się od wspaniałych grafik wrzucanych na zachętę. Później doszły zdjęcia figurek, zarys planszy i zdawkowe informacje o mechanice. Wreszcie gra wystartowała na „Kickstarterze”. Po długim oczekiwaniu podgrzewanym przez twórców na wolnym ogniu skąpych informacji, niczym w Muspelheim przez ognistych olbrzymów, mogliśmy podziwiać piękne wykonanie gry w pełni, oraz zapoznać się z mechaniką. I tu przyszło totalne rozczarowanie (przynajmniej w moim przypadku), niczym zdradą Lokiego. Okazało się, że gra z dziesiątkami figurek, mapą na wielkiej planszy, kilkoma stosami kart, to tylko i wyłącznie euro z drobną namiastką klimatu. Nie mam nic przeciwko takim grom, ale gra przygotowana w taki sposób, z takim potencjałem nie powinna rozczarowywać w ten sposób. Mimo, że przestałem interesować się tym tematem bogowie z Asgardu zaplanowali połączyć nasze losy jeszcze raz. Na początku maja gra wystartowała na „Wspieram.to”, a kilka dni temu otrzymałem prototyp w angielskiej wersji z prośbą o recenzję. Pomimo mojego wcześniejszego rozczarowania podszedłem do zadania bez uprzedzeń. Cofnijmy się zatem do czasów, gdy do domu każdego z nas mógł zapukać brodaty Skandynaw z subtelnym pytaniem o nasz majątek i kobiety.

DSC_8079 kopia

Na Odyna! Kiedy wreszcie moja kolej?!

Zacznijmy od tego o co w grze chodzi. Głównym naszym narzędziem w grze będą karty, na których znajdziemy dwa symbole. W górnej części mamy jedną z trzech ikon oznaczających dostępne jednostki (czerwone, niebieskie i czarne), na dole zaś otrzymujemy okręt, budynek lub rogaty (???) hełm. Co turę będziemy mieli do dyspozycji sześć takich kart, za pomocą których rozegramy od razu całą swoją turę. Za pomocą symboli z dolnej części możemy wykonywać takie akcje jak zakup budynków (zielony symbol budynku), kupować i reperować statki (brązowy symbol statku), oraz zatrudniać bohaterów, którzy wesprą nas swoimi zdolnościami specjalnymi (żółty symbol hełmu). Oczywiście musimy tych symboli mieć odpowiednią ilość. Znaki z górnej części kart wykorzystujemy przy rekrutowaniu jednostek. Mamy ich trzy rodzaje, różniące się kolorem figurek i… i tyle. Tak, jednostki nie mają żadnych specjalnych cech. Potrzebne są do tego, żeby przeprowadzić najazdy na wybrzeża ówczesnej Europy. I tu dochodzimy do celu gry i mapy zajmującej większą część planszy i która jest nam potrzebna do… zupełnie niczego!!! WOW!!! Mapa ma tylko wypełnić tło, nic więcej. Ale wróćmy do wypraw. Potrzebujemy do nich bohatera, sprawną łódź i konkretną ilość jednostek w odpowiednich kolorach. Wybieramy kartę z dostępnych pięciu na planszy, sprawdzamy zasięg naszej łodzi, odrzucamy odpowiednią ilość figurek (czasem budynki, łodzie lub bohaterzy dają nam symbole zastępujące wojowników) i tyle, podbój wykonany. Dla utrudnienia mamy jeszcze trzy karty losowane ze stosu, lub dorzucane przez przeciwników jako przeszkody. Jeśli odrzucimy z ręki karty z takimi samymi ikonami to je pokonujemy, jeśli nie, to dostaniemy mniejszą ilość punktów. I tyle. Podboje są głównym źródłem punktów. Inne to wybudowane budynki, czasem łodzie i bohaterowie, oraz, moje „ulubione”, sety wojowników. Tak w wielkim skrócie wygląda gra. Chociaż nie, nie do końca – skrót nie jest aż tak wielki, to taki mały skrót. Ponieważ gra nie jest skomplikowana, jest prosta i powinna być szybka. Powinna.

DSC_8076 kopia

Na skały Jotunnheim!!! Wreszcie moja kolej! Muszę się zastanowić…

Grałem w kombinacjach 2, 3 i 4 osobowej. Do rozgrywki 5 osobowej nie usiądę. Satysfakcja z rozgrywki rośnie odwrotnie proporcjonalnie do ilości graczy. Dlaczego? Ponieważ czas oczekiwania na swoją turę można zastąpić jedną erą w TTA. Trochę przesadzam, ale jeśli ktoś ma do zagrania 6 kart (czasem więcej), do tego jeszcze wybiera się na wyprawę, to trochę to trwa. A jeśli osób przed tobą jest 3, to przyjemność z grania gwałtownie spada. Dodatkowo wszystko na planszy może się zmienić w czasie ruchów kolejnych przeciwników, więc planowanie na wyrost jest bardzo ciężkie. Muszę przyznać, że na 2 osoby grało się całkiem dobrze, można pokombinować i nie trzeba czekać zbyt długo. Ale powiedzmy sobie szczerze, nie jest to gra dla zaawansowanych graczy. Sprawdzi się, dla początkujących, ale jeśli ktoś już sięgał po cięższe euro poczuje niedosyt i rozczarowanie. Nie ma tu wymyślnych strategii i ostrej walki. Proste i nieliczne drogi do zdobywania punktów, powodują, że zaawansowani gracze euro raczej sięgną po inne tytuły. Ale jeśli dopiero zasiadacie do pierwszych planszówek, to ten tytuł może was nawet wciągnie. Gra jest lekka, na poziomie gier familijnych, jednak tematyka już taka nie jest i może nie wszystkim przypaść do gustu. Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie zirytowała, mianowicie na późniejszym etapie gry, gdy miałem już kilka budynków i zakup kolejnego jest już bardzo ciężki (cena budynków wzrasta z ich ilością), bohatera miałem, a można mieć tylko jednego, jedyne czego mi brakowało to łodzi. Niestety nie miałem symbolów łodzi potrzebnych do naprawienia łodzi i zawrócenia jej z poprzedniej wyprawy. Wymiana jednej karty, którą oferuje gra, na nic się nie zdała w takiej sytuacji. W związku z tym zakończyłem turę z sześcioma kartami na ręku. Oczywiście, to tylko przypadek i mam nadzieję, że niezbyt częsty, ale ujawnia kilka słabości gry. Po pierwsze mała ilość możliwych akcji do wykonania, bo oprócz wyprawy tak na prawdę tylko 4. Po drugie blokowanie akcji zakupu budynków zarówno przez rosnący koszt, jak i przez ograniczenie ilości konkretnego budynku do 1, może dojść do sytuacji, że nie można kupić żadnego z wyłożonych. A rozbudowa wioski jest też jakimś sposobem na zdobywanie punktów. No i w końcu, jeśli jesteśmy na końcowym etapie gry, gdzie walczymy o każdy punkt, nie może dojść do sytuacji, że w swojej turze nie mogę zrobić nic, bo tak się ułożyły  karty. Bardzo irytująca sytuacja i psująca satysfakcję z gry. Ale jak pisałem, mam nadzieję, że to raczej przypadek.

DSC_8085 kopia

Na Thora!!! Jakby Brokk i Sindri ją stworzyli…

czyli na zakończenie słów kilka o wykonaniu. Ponieważ grałem tylko w prototyp, więc mogę się odnieść do tego co widziałem. Gra wygląda bardzo ładnie, grafiki są świetne, wszystko jest czytelne, a figurkom nie ma co zarzucić. Jeśli jednak mapa nie jest potrzebna do rozgrywki to plansza jest za duża, ciężko pomieścić się na stole. Myślę jednak, że nie będzie podstaw, żeby się przyczepić co do wykonania. Powstaje tylko pytanie po co takie nakłady, na przeciętną grę? Dziesiątki figurek, wielka plansza… to wszystko kosztuje. Po za „wspieram.to” gra ma kosztować powyżej 200 zł. Jak dla mnie zbyt dużo za tego typu grę.

Jak pewnie widać „W imię Odyna” nie będzie częstym gościem na moim stole. Aczkolwiek nie zarzekam się, że nigdy nie siądę np. do gry dwuosobowej. Jednak nie mogę jej z czystym sumieniem polecić dla graczy zaawansowanych. Jeśli jednak jesteś początkującym graczem i lubisz klimaty skandynawskie, to sięgnij po tą grę, może przypadnie Ci do gustu. W końcu ponad 1700 klientów Kickstartera nie może się mylić. Jeśli chcesz nabyć tą grę, to proponuję się pośpieszyć i kupić ją na Wspieram.to za w miarę rozsądną cenę. Akcja trwa tylko do 20 czerwca, więc trzeba się szybko decydować. (link do kampani na wspieram.to)

Dziękujemy wydawnictwu NSKN Games za przekazanie gry do recenzji.
W Polsce wydaniem gry zajmuje się Baldar.

Itsuma

Tytuł: W imię Odyna

Wydawnictwo: NSKN Games / w Polsce Baldar

Autor: Krzysztof Zięba

Liczba graczy: 2-5

Wiek graczy: 12+

Czas gry: 45 – 75 min

Dodaj komentarz

Information

This entry was posted on 14 czerwca 2016 by in Recenzje and tagged , , .