Ciekawe Gry

gry planszowe i nie tylko

Rzut okiem na „Strife”

coverDzięki uprzejmości wydawnictwa Cube Factory of Ideas, a w szczególności Tomka „Krwawisza”, udało mi się wczoraj zagrać w „Strife”. Gra ta będzie miała polską, a zarazem europejską premierę na nadchodzących targach SPIEL, a u nas można o niej przeczytać już dziś! Specjalnie dla tych, którzy wyczekują premier z Essen, jest ten rzut okiem.

Jest to gra karciana, w skład której, w wersji europejskiej, będzie wchodzić 35 kart (format znany z takich gier jak m.in. „ Dixit” – 120×80 mm) i jedna kostka. Mieści się ona w ostatnio popularnej kategorii tak zwanych micro games. Mamy ich ostatnio na rynku mnóstwo, ale moim zdaniem tylko niewielka część z nich oferuje naprawdę dobrą zabawę.

Wracając do „Strife”, jest to gra dwuosobowa, w której każdy z graczy dysponuje identycznym zestawem kart, którymi w ciągu gry będzie zarządzał. W naszej ręce będziemy mieli 10 różnych postaci, z nominałami od 0 do 9 i każda z dwiema różnymi akcjami specjalnymi, w zależności gdzie się znajduje. Rozgrywka opiera się na popularnym pomyśle walki o lokalizacje znanym z takich gier jak „Schotten-Totten” czy „Blood Bowl: Menedżer Drużyny”. Tym, co jest charakterystycznego dla tej gry, jest to, że kolejno zmagamy się o pojedyncze karty terenu, zagrywając tylko po jednej karcie. I tu zaczynają się dziać cuda, gdyż każda karta wojownika ma w czasie bitwy swoją unikalną zdolność.

postacie

Po ich rozpatrzeniu, patrzymy na wierzch stosu kart odrzuconych (to te, które brały udział w walce w poprzednich turach) i tam każda postać ma inną zdolność. Dodatkowo, każda karta terenu dodaje pewną wartość do siły wybranej postaci. A na koniec, strona, która ma wyższą zmodyfikowaną siłę, wygrywa i zdobywa punkty wskazane na danej lokalizacji. Chyba że jest remis, to do gry wchodzi kostka k10 (Kamień losu – Fatestone). Ale nie martwcie się — bo sam się przeraziłem, jak to usłyszałem — nie będziemy rzucać o zwycięstwo. Działa to w ten sposób, że kostka jest po prostu licznikiem, który początkowo ustawiony jest na 1. Jeżeli chcemy wygrać remis, przekręcamy go na kolejną wartość i przekazujemy ją przeciwnikowi. Na koniec gry, ten, kto posiada ją u siebie, otrzymuje liczbę punktów wskazywaną aktualnie przez tę kostkę. Gra kończy się w pełnej wersji, jeśli po raz trzeci zagramy wszystkie karty postaci. Podliczamy punkty i w ten sposób wyłaniamy zwycięzcę. Zajmie nam to mniej więcej 45-60 minut.

Jak, mam nadzieję, widać, nie jest to kolejna głupia karcianka typu „kto da więcej”. Mamy tu starannie zaprojektowane postacie z dwoma różnymi akcjami, które wiążą się z innymi w bardzo ciekawe kombinacje. Pewnie też na pierwszy rzut oka tak nie wygląda, ale myślenia i planowania jest tu co niemiara. Zagrywając kartę do walki, musimy nie tylko patrzeć na jej zdolność bitewną, ale również co nam da w kolejnej rundzie, leżąc na discardzie. Jakby tego było mało, musimy myśleć o kolejnej karcie do zagrania i o aktualnie leżącej postaci na stosie kart odrzuconych. No i oczywiście pod uwagę trzeba brać teren, o który walczymy, a co bardzo ważne, jeśli nie najważniejsze należy starać się przewidzieć, co zrobi przeciwnik, gdyż praktycznie cały czas wiemy, co pozostało mu na ręce. A na koniec kostka, która wnosi do gry napięcie, które można porównać do zagrywania karty Chin z Zimnej wojny — „wygram daną rundę, ale czy przypadkiem jeszcze bardziej nie pomogę przeciwnikowi, oddając mu dodatkowe punkty…?”

teren

Niejakim mankamentem może być fakt, że znajomość kart premiuje bardziej doświadczonego gracza, gdyż kluczowe jest przewidywanie, co i w jakiej kolejności może zostać zagrane dla osiągnięcia korzyści zarówno w obecnej turze, jak i w następnych. Jednak wydaje mi się, że po jednej czy dwóch partiach, można w miarę dobrze zapamiętać umiejętności poszczególnych bohaterów i interakcje występujące między nimi.
Dla tych, którzy martwiliby się, że 10 kart nie pozwoli na zbyt długie cieszenie się grą, pobawiłem się w matematyka i wyliczyłem na ile sposobów, mogą 2 karty (aktualnie na discardzie i zagrana do bitwy) tylko jednego gracza z sobą oddziaływać. Z pomocą przyszła mi wariacja bez powtórzeń i oznajmiła, że jest ich 90. Jeśli weźmiemy do naszej analizy tę samą talię drugiego gracza, mamy 8100 możliwości, a mnożąc to dodatkowo przez 10 różnych kart terenu, sami potraficie sobie chyba wyobrazić, ile różnorodnych partii można rozegrać. W tajemnicy jeszcze powiem, że projektowanie dodatku jest praktycznie na ukończeniu.
Nie chcę zapeszać, ale jak dla mnie, to będzie hit!

Jacek „Palladinus” SzmaniaJaco

Tytuł: Strife: Legacy of the Eternals
Autor: Christopher Hamm
Wydawnictwo: Cube Factory of Ideas, V3G
Liczba graczy: 2
Wiek graczy: 13+
Czas gry: 60 minut

walka discard components

4 comments on “Rzut okiem na „Strife”

  1. Rubaszny Gnom
    11 października 2014

    Bardzo ciekawie się prezentuje, klimatyczne grafiki no i rozgrywka wygląda na w miarę prostą do opanowania 🙂

  2. xilk
    11 października 2014

    „Strife” za bardzo przypomina mi toczenie partii szachów, gdzie wygrywa ten, kto lepiej zna możliwe ruchy i wie, które warto robić, a których unikać, przewidując jednocześnie możliwe kombinacje przeciwnika. A tych opłacalnych kombinacji wcale nie jest tak dużo, aby wprawny gracz nie mógłby się ich nauczyć po kliku partiach i w ten sposób mając przewagę nad tymi, którzy choć grali w „Strife”, to nie zapamiętali wszystkich wartych uwagi kombinacji.

    Gdyby to byłaby gra dla 2-4 graczy, to jeszcze rozumiałbym pojedynki, bo wtedy naprawdę ciężko trzymać w przysłowiowym szachu dwie lub trzy osoby na raz. Jednak mając tylko 10 kart, naprawdę po kilku rozgrywkach łatwo spodziewać się ruchów po przeciwniku i wiedzieć, co należy zrobić, aby wygrać.

    Same grafiki mnie nie powalają, a czasem wręcz odstraszają. Ludzki czarodziej wygląda, jakby go ciągnęli za głowę i stąd ma taką długą szyję. Ludzki tropiciel pasuje, ale na człowieka żyjącego w buszu współczesnych, miejskich aglomeracji. Krasnoludzki wojownik za to bardziej przypomina inżyniera z tymi goglami.

    Jedną z większych zalet tej gry, to cena, bo w sklepie Cube w przedsprzedaży można tą grę karcianą mieć za 60 zł. Jednak osobiście nie jestem przekonany, czy to dobry wydatek.

    • palladinus
      11 października 2014

      Ciekawe spostrzeżenia, ale wydaje mi się – a zaznaczam, że jest to opinia po jednej grze – że opłacalność poszczególnych postaci bardzo zależy od tego co zagrał przeciwnik i od konkretnej sytuacji na stole. Dlatego z każdym przeciwnikiem będzie grało się zupełnie inaczej i to zarówno w pierwszych partiach, jak i w kolejnych, kiedy pozna się jego sposób myślenia.

      Mnie grafiki urzekły i nie widzę żadnych niedociągnięć. Ludzka anatomia jest na tyle różnorodna, że spokojnie te postacie mieszczą się w normach, a do anomalii im daleko (zresztą nie zdziwiłbym się, jeśli czarodziej byłby nieco zdeformowany).

      PS. Myślę, że masz błędne podejście do szachów 😉

      • xilk
        12 października 2014

        Przytaczanie argumentów o możliwych kombinacjach i permutacjach w przypadku 10 kart do mnie osobiście nie przemawia, choć jestem matematykiem, a może właśnie dlatego. Zresztą, jak mówię, gra dla mnie może byłaby atrakcyjna, gdyby była przeznaczona dla tych 3-4 graczy, a nie tylko i wyłącznie dla dwóch. A to dlatego, że na gry planszowe spotykam się w większej grupie znajomych, a grać na dwóch mogę przez internet wieczorem 😉

        Co do grafik, to jest moje subiektywne odczucie. Mi osobiście one w większości wypadków nie pasują.

        A co do szachów, to taka prawda, im się więcej gra, tym łatwiej pokonasz mniej doświadczonego przeciwnika. Wygrywają Ci, którzy znają możliwe ruchy, rozegrania i wiedzą jak na nie odpowiadać, aby partię wygrać lub ewentualnie doprowadzić do pata. A od gry planszowej, czy karcianej oczekiwałbym czegoś więcej, chociażby elementu losowości, bo tutaj jest kwestia, w jakiej kolejności wylosowane zostaną karty terenu,

Dodaj komentarz

Information

This entry was posted on 11 października 2014 by in Recenzje, Zapowiedzi and tagged , , , , , , , .