Mam ostatnio szczęście trafiać na gry, które w teorii kompletnie nie są w moim profilu zainteresowań a ostatecznie kończą jako rodzinny hit. Może to ja się zmieniam, a może zwyczajnie kiedyś unikałem takich gier a dzisiaj właśnie takie preferuje bo dużo gram z córką? Co za różnica, skoro „Kamienie w kieszenie” po prostu mi się podobają.
Jak gramy
Chciwość i chęć posiadania bogactw wykończyła już nie jedną przyjaźń i nie jedno harmonijnie funkcjonujące społeczeństwo. W takich właśnie okolicznościach gracze rzucają się w wir pozyskania dla swojej rasy klejnotów życia, które nie wiadomo skąd pojawiły się na wielkich grzybach otaczających miasteczko Rozdroża. Kończą się przyjaźnie a zaczyna brutalna walka o kryształy. Ludzie, elfy, gobliny i krasnoludy – bez znaczenia rasa, liczy się tylko to by zebrać więcej klejnotów niż przeciwnicy, nawet kosztem kradzieży. Prawda, że brzmi interesująco? No to czytajcie dalej.
W grze zależnie od ilości graczy do dyspozycji mamy określoną ilość grzybów na których co rundę pojawiać się będą losowane z woreczka dwa kamienie. Gracze na „trzy cztery” wskazują palcem z którego grzyba chcą zebrać kryształy. Jeśli tylko jeden gracz wskazał cel, zabiera je i odkłada na swoją kartę postaci. Jeżeli kilku graczy chciało te same kamienie nikt nic nie dostaje. W kolejnych rundach pojawiają się dwie nowe opcje. Można wskazać swoje zgromadzone do tej pory kamienie i przenieść je do bezpiecznego skarbca – to jednak kosztem pauzowania w kolejnej rundzie. Ale można też wskazać na cudze klejnoty i zwyczajnie je ukraść. I tak do czasu, aż opróżnimy cały worek, po czym każdy z graczy przelicza zgromadzone kamienie. Zestaw trzech kolorów (czerwony-niebieski-żółty) na 5 punktów, biały na 2 punkty, a pojedyncze kolory na 1 punkt każdy. A teraz przyznacie, że brzmi nieco gorzej i od razu dostrzegacie panujący chaos. No to czas na podsumowanie gdzie wszystko się wyjaśnia.
Podsumowanie
Ci co czytają moje recenzje, a jeszcze lepiej ci którzy ze mną często grają wiedzą, że nie lubię w grach chaosu i przypadku. Dlatego „Kamienie w kieszenie” nie powinny mi się podobać, a jednak jest zupełnie odwrotnie, co gorsze kompletnie nie wiem dlaczego tak jest. Jest coś wyjątkowego w tej prostej i lekko postrzelonej grze. Czytasz czy słuchasz zasad i myślisz sobie „o matkooo”. Siadasz, grasz i mówisz „niezłe, gramy jeszcze raz”. Może magia tkwi w tym, że mikrogry to osobna, wyjątkowa
kategoria gier. Nie ma wielkich oczekiwań, rozgrywka trwa 10-15 minut a zasady da się wytłumaczyć w ekspresowym tempie, ma zapewnić fajną zabawę grupie osób i być opakowana w miłe dla oka elementy. Dokładnie tak jest z grą „Kamienie w kieszenie”. Zabawy jest w tym dostatecznie dużo, jest zbieranie setów, które lubię a i odrobinę pokombinować można. Wszystko szybko i dynamicznie, bez przedłużania swoich ruchów, bo decyzje podejmujemy w tym samym czasie. Przyznam, że jak zebrać to wszystko razem wychodzi całkiem przyjemna gra. Ale możliwe, że u Was kompletnie nie „chwyci”, dlatego zalecam przed zakupem spróbować zwłaszcza, że w naszym redakcyjnym gronie nie spodobała się wszystkim (a są i tacy co nie chcą już do tej gry siadać). Są jednak duże szanse, że przyjmie się tak jak u nas, podczas luźnego familijnego grania.
Dziękujemy wydawnictwu Rebel za przekazanie gry do recenzji.
Przemek „woj_settlers” Wojtkowiak
Tytuł: Kamienie w kieszenie
Wydawnictwo: Rebel
Autor: Yoshiteru Shinohary
Liczba graczy: 3-6
Wiek graczy: 8+
Czas gry: 15 minut
Najnowsze komentarze