Od środy wiedziałem, że gramy w sobotę. Jak zwykle u mnie w domu. Jacek, Błażej, Kuba i ja. W sobotę o 11 dowiaduję się, że do Gosi przychodzi koleżanka i nie będzie wolnego stołu. Kurde, plan się sypnął. Nie mamy miejsca. I wtedy wprowadzamy w życie nasz plan ratunkowy. Przecież jeszcze jest domek na działce. Ten nigdy nam nie odmówił gościny. Zawsze czeka spragniony naszych przygód. Tylko będzie tam zimno. Ale co tam, że jesteśmy nienormalni, to już wiemy. Zabieramy grzejnik, wodę na herbatę, coś słodkiego i torbę gier. A, no i mojego psa, Sitiego. Kuba ostatecznie odpuszcza, więc w trójkę obieramy kierunek: Ławica.
Na miejscu okazuje się, że nie jest tak źle. Szybkie ogarnięcie stolika, gorąca herbata i dający na maxa grzejnik – sytuacja opanowana. Zaczynamy grać. Jest dobrze.
Na pierwszy front idzie El Caballero, które okazało się świetną grą, tylko z beznadziejnie przetłumaczoną z języka niemieckiego instrukcją. Partia zamiast godziny zajmuje nam dwie, bo ciągle musimy coś wyjaśniać i sprawdzać. Będzie trzeba zdobyć normalną, angielską instrukcję, żeby sprawdzić, czy dobrze graliśmy. A potem z torby wyciągamy tytuły, które zasypały naszą redakcję z wydawnictw: Dinopody, Budowa zamku, Milionerzy i Bankruci, Jungle Brunch, Bumerang i Bohaterowie wyklęci.
Mniej więcej o dziesiątej, orientujemy się, że nie ma Sitiego. Wielokrotne gwizdanie i wołanie nie przynosi rezultatu. Byle by wrócił, zanim będziemy się zbierać.
Nasze początkowe problemy z instrukcją wracają jak bumerang w Dinopodach. Wydaje się, że instrukcja do tej prostej gierki może pokonać trzech planszówkowych wyjadaczy. Sprawdzamy, kto tłumaczył tekst. To Tomek, od którego otrzymaliśmy egzemplarz do pogrania. Na komórce, konsultujemy przez Facebooka to, czego nie do końca rozumiemy. Gramy raz jeszcze i jeszcze. W kilka godzin przez działkę przewijają się dinozaury przeskakujące przez zamkowe mury, na których Król z Królową wydają miliony dolarów na bogactwa. Latające bumerangi zgrabnie mijają hordy bizonów, słoni i małp szukających pożywienia, by ostatecznie ucichnąć podczas planowania akcji porwania rodziny Bieruta. Słychać strzały podczas akcji uwalniania więźniów z więzienia.
Wraca Siti, gotowy do powrotu do domu. Pakujemy się i wracamy. Działkowe granie A.D. 2014 uważam za otwarte.
Takie wypady mają jedną wadę: jak Was nagle najdzie ochota na zagranie w coś, czego nie wzięliście to możecie się najwyżej podrapać po d… głowie. Ale ciszy i świeżego powietrza czasem nic nie zastąpi 🙂
Spokojna głowa, mieliśmy z sobą tyle gier, że trzy doby moglibyśmy tam grać 🙂
Jak Palladinus pisze, to czasu a nie gier na „działkonach” nam brak.